Ceny leków wcale nie wzrosły o kilkanaście procent, większość aptek nie upadła, a na terenach wiejskich placówek jest więcej, choć straszono, że będzie mniej. To kluczowe wnioski resortu zdrowia i samorządu aptekarskiego przedstawione podczas spotkania z okazji rocznicy opublikowania w Dzienniku Ustaw nowelizacji prawa farmaceutycznego (Dz.U. z 2017 r. poz. 1015), potocznie nazywanej apteką dla aptekarza.
– Przedstawiciele dużych sieci aptecznych rok temu grozili wszelkimi możliwymi kataklizmami. Nic z ich czarnowidztwa się nie sprawdziło - przekonuje Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej.
Ceny leków co prawda wzrosły rok do roku o ok. 5 proc., ale to standardowy wzrost, gdy porównać dane z latami ubiegłymi. Liczba aptek z miesiąca na miesiąc spada o kilkadziesiąt. Ale nadal jest ich w Polsce w przeliczeniu na mieszkańca bardzo dużo.
– Mamy ok. 15 tys. aptek, czyli na jedną placówkę przypada ok. 2,5 tys. pacjentów. W Wielkiej Brytanii jest 5466 pacjentów na aptekę, a w Niemczech 4588 osób na placówkę – podkreśla Marek Tomków. I dodaje, że nie może w związku z tym być mowy o pogorszeniu się dostępu Polaków do leków.
Przed wejściem w życie nowelizacji jej przeciwnicy podkreślali również, że pogorszy się dostępność do medykamentów na terenach wiejskich. Skoro bowiem aptek będzie mniej, w pierwszej kolejności biznes będzie zamykał te mniej dochodowe, czyli znajdujące się na wsiach. Stało się jednak inaczej. Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że od 25 czerwca 2017 r., czyli dnia wejścia w życie nowych rozwiązań, wydano 420 nowych zezwoleń na prowadzenie apteki. Połowa z wniosków obejmowała prowadzenie placówek na terenach wiejskich i w małych miastach.
Urzędnicy i samorządowcy liczą na to, że już niebawem na aptece dla aptekarza skorzysta także budżet państwa. Wystarczy, że zamykane będą placówki należące do sieci aptecznych, a otwierane indywidualne. Regułą bowiem jest, że najwięksi rynkowi gracze nie płacą podatków, wykazując rokrocznie straty. Indywidualni farmaceuci, którzy na nowelizacji skorzystali, na ogół daninę na rzecz państwa odprowadzają.
– Mówi się „płacę – żądam”. Skoro zaś sieci apteczne nic państwu nie dają od siebie i unikają płacenia podatków w Polsce, za to chwalą się w swoich państwach macierzystych tym, jak świetnie nad Wisłą idzie biznes, dlaczego stawiają polskim władzom jakiekolwiek żądania? – pyta Marek Tomków.
Apteka dla aptekarza budziła skrajne emocje od chwili opublikowania jej projektu. Dla jednych – w tym dla ministra zdrowia – jest ona koniecznością, gdyż sprzedaż leków to na tyle wrażliwa dziedzina gospodarki, że należy ją powierzać wykwalifikowanym farmaceutom. Inni – w tym ówczesny minister rozwoju i finansów, a obecny premier Mateusz Morawiecki – dopatrywali się w nowych przepisach ograniczenia swobody działalności gospodarczej.
Ustawa przewiduje, że nową aptekę otworzyć może jedynie farmaceuta lub spółka osobowa, której wspólnikami są farmaceuci. Zezwolenia są wydawane wówczas, gdy odległość nowej placówki od już istniejącej przekracza 500 m.