Maseczki ochronne coraz droższe. To nie wina farmaceutów – wyjaśnia rzecznik NIA
Od 16 kwietnia każda osoba w Polsce będzie musiała zakrywać usta i nos, przebywając w przestrzeni publicznej. Jednak maseczek ochronnych w aptekach brakuje lub są bardzo drogie. Dlaczego?
Rząd zaostrza przepisy związane z koronawirusem. W Polsce od 16 kwietnia każdy obywatel będzie musiał w przestrzeni społecznej zasłaniać usta i nos. Teoretycznie – zdaniem ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego – może to zrobić szalikiem, chustką lub kominem do biegania. Jednak one – co podnoszą eksperci, m.in. ze Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) – nie ochronią nas ani przed zarażeniem siebie lub innych. Tymczasem maseczki znikają z aptek, a jeśli są, to ich ceny są bardzo wysokie. Dlaczego tak się dzieje?
Maseczki ochronne są towarem deficytowym, ponieważ – jak wytłumaczył rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz – w pierwszej kolejności przeznaczone są dla pracowników służby zdrowia.
To dlatego inne grupy muszą sobie radzić w inny sposób, np. szyć maseczki chałupniczymi metodami lub – jak radzi rzecznik resortu zdrowia – można kupić gotowe, wyprodukowane w różnych wariantach i na różnych poziomach bezpieczeństwa. Ale ich ceny są wysokie.
Farmaceuci tłumaczą, że to nie oni stoją za tymi podwyżkami.
– To nie jest wina farmaceutów – tłumaczy Tomasz Leleno, rzecznik prasowy Naczelnej Izby Aptekarskiej. I dodaje: – Zgodnie z decyzją rządu, od 16 kwietnia obowiązuje powszechny obowiązek zasłaniania ust i nosa w przestrzeni publicznej (...). Wzrasta zainteresowanie maseczkami. Jednak już od kilku tygodni apteki mają trudność z zamówieniem tego asortymentu w hurtowniach. Z uwagi na ich brak lub rażąco wysoką cenę.
Przed epidemią cena jednej maseczki wynosiła 64 grosze, a teraz... 5 zł. To oznacza wzrost ceny o 681 proc.
Ale to nie jedyny produkt, który tak podrożał. Zdrożały również:
- woda utleniona (wcześniej 1,50 zł, obecnie 3 zł – wzrost o 100 proc.),
- spirytus salicylowy (wcześniej 2,99 zł, obecnie 6,99 – wzrost o 134 proc.),
- rękawiczki nitrylowe (wcześniej 0,20 zł, teraz 0,50 zł – wzrost 150 proc.),
- termometry (wcześniej 10,49 zł, teraz 13,99 zł – wzrost 33 proc.).
– Wzrosty cen, w niektórych przypadkach sięgające nawet kilkuset procent, wynikają przede wszystkim ze stale rosnących cen u hurtowników i producentów – tłumaczy Tomasz Leleno. I dodaje, że izba aptekarska zwracała uwagę na ten problem już od dawna i apelowała o wprowadzenie mechanizmów zabezpieczających pacjentów przed takimi spekulacyjnymi cenami produktów.
– Należy m.in. określić urzędowe ceny niektórych produktów. Mechanizm ten powinien objąć cały łańcuch dystrybucji, a więc także producentów i hurtownie farmaceutyczne –rzecznik NIA tłumaczy stanowisko izby.
Źródło: PAP